Artur Górski "Krok do piekła"
Książkę
kupiłam za zawrotne 2 zł na wyprzedaży w jednym z marketów.
Spodziewałam się czegoś w miarę lekkiego, przyjemnego i zabawnego.
Zachęcająco na okładce zabrzmiało „niepisana na serio”. Tego właśnie
czasem potrzeba.
Po
pierwsze, humor. To na pewno. Taki polski dowcip, który rozumiemy tylko
my. Dotyczący naszej historii, nawiązujący do kompleksów, mody,
wspomnień, ideałów itd. Swojski klimat. Tu wódeczka, tam śledzik. Może
nie zawsze jest to humor na poziomie, ale swój to jednak swój.
Po
drugie, garść historii. I to takiej historii, którą ja akurat lubię.
Nie patetyczny Wawel z całym pocztem królów i władców polskich, ale
skromniejszy, choć także zabytkowy kościół w Płocku.
Po
trzecie. Tu będzie osobiście- bo jest Łódź. Mało które miejsce tak
kocham, jak to okrutnie brzydkie miasto. Jeśli rzecz się dzieje w Łodzi,
a tym bardziej gdzieś w okolicach jego symboli, jak dawny Fabryczny czy
właśnie hotel Polonia, to taki film czy książka otrzymują u mnie z
automatu +1.
I tyle dobrego.
Opowieść
ma szybkie tempo, wartką akcję. No i niby jest ok, wszystko poprawnie,
tylko tak jakoś mi to wychodzi wszystko nie do końca fajnie.
Po
pierwsze, pani Basia. Każdy humor, dowcipne zdanie związane z jej osobą
wydaje mi się tak rubaszne, wulgarne, w najlepszym razie przaśne. Jej
osoby nie mogłam znieść od samego początku. Przyplątała się do Ryszarda
Kroka, polskiego James’a Bonda (to też dobre). Trudno jest mi
jednoznacznie opisać moje uczucia związane z „Basieńką kochaną”. Kojarzy
mi się ona z czymś brudnym i co najmniej nieestetycznym.
Po drugie, po co to wszystko. Krótka, szybka opowieść, z której nie wyniosłam nic poza kilkoma drganiami kącików ust ku górze.
No
nic. Czasem trzeba przeczytać i takie opowieści dla samego poznania
historii lub choćby przypomnienia sobie na chwilę o jakimś miłym
wspomnieniu jak tu o Łodzi w moim przypadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz