Nie wolno się przezywać!
Nie wolno się przezywać!
– Nie zapomnij kanapek.
– Dobrze, mamo.
Ta sama wymiana zdań
każdego ranka od poniedziałku do piątku. Co rano Andrzejek je na
śniadanie chleb w mleku i co rano mam pakuje mu do szkoły kanapki z
mortadelą. Kanapki te nierzadko były przedmiotem kpin kolegów Andrzejka.
Już nie chodzi o to, że z mortadelą, a w piątki z porzeczkowym dżemem.
Dzieciaki śmiały się z potłuszczonego pergaminu, w jaki mama Andrzejka
pakowała mu drugie śniadanie. On sam w zasadzie nie widział w tym nic
złego. Papier jak papier. W XXI wieku jednak żadne dziecko nie nosi
kanapek w pergaminie. To Andrzejek zdążył zauważyć- że jest trochę w
tyle za rówieśnikami; że nie ma telefonu, tak jak oni; że nie przynosi
słodyczy do szkoły; że nie ma nowego roweru z takimi wypasionymi,
pogrubionymi oponami. Andrzejek widział kiedyś taki rower, kiedy z mamą
pojechał do Miasta po zimową kurtkę. Patrzył na niego z taką fascynacją,
że nawet jego mama postanowiła temu cudowi polskich szos się przyjrzeć.
Widząc jednak cenę na metce, szybko wzięła syna za rękę i zmusiła do
pójścia dalej.
– Jak się będziesz dobrze uczył, to kiedyś sobie taki kupisz.
Bieda, niedostatek,
zacofanie rodziców- to były główne przedmioty kpin kolegów Andrzejka. W
domu nigdy nie mówił, dlaczego ma tyle siniaków, dlaczego jego książki
są brudne (Tępiński z Grubińskim kiedyś postanowili je wyrzucić prosto w
wielką kałużę błota) i dlaczego nigdy nikt go nie odwiedza w domu. Ani
matki, ani ojca w zasadzie to nie interesowało. Ważne, że chłopak rósł,
chodził do szkoły, a kiedy było trzeba, pomagał w domu czy w
gospodarstwie.
Andrzejek nie odczuwał
zbyt ciężko braku tych wszystkich luksusów, jak komputer i telefon.
Czasem tylko brakowało mu towarzystwa, kogoś, z kim mógłby porozmawiać,
opowiedzieć wymyślane historie. To Andrzejek lubił- wymyślać historie, w
których był zwykle silnym superbohaterem ratującym z opresji jakąś
piękną Julię, Kasię czy Olę. Andrzejkowi w ogóle podobały się panie,
kobiety i dziewczynki. Miały zawsze ładne uśmiechy, wesołe oczy i
długie, miękkie włosy. Najbardziej podobały się włosy koleżanki z klasy-
Ali Głupińskiej. Były długie i pachnące. Marzył o tym, żeby włożyć w
nie rękę i przeczesywać je palcami z góry na dół; potem zwinąć włosy Ali
w kucyk i zawinąć je wokół dłoni. Kiedyś chłopiec śnił, że głaszcze Alę
po karku i tych włosach. Nagle się jednak obudził i czuł się bardzo
dziwnie. Szybko wstał i to dziwne uczucie minęło.
Pewnego dnia Andrzejek
zdobył się na odwagę i wręczył Ali prezent. Pracował nad nim wiele
godzin. Był to najpiękniejszy portret, jaki Głupińska widziała w swoim
krótkim życiu. Portret tak realistyczny, tak profesjonalny, że każdy
znawca sztuk plastycznych, malarz czy rysownik wiedziałby od razu, że ma
do czynienia z nie byle jakim talentem. Dla Ali jednak ważniejsze było
to, że portret ów wykonany został na pergaminie.
– Haha! Jakie to żałosne! Haha, jaki głupi wieśniak! Burak z domu buraków!
W taki sposób Ala na
środku szkolnego korytarza wyśmiała Andrzejka. Jej przyjaciółki, którymi
zawsze się otaczała, oczywiście również zaczęły czerwonego ze wstydu
chłopca wyśmiewać. Po chwili dołączyła do nich reszta klasy:
– Burak!!! Burak!!! Burak!!! Bu-rak! Bu-rak!
Przerażony,
zrozpaczony chłopiec uciekł ze szkoły i pobiegł prosto do domu. Matka
była najpierw zaskoczona jego widokiem, ale później uczucie to zastąpiło
przerażenie. Ten spokojny zawsze chłopiec, z którym nigdy nie było
żadnych problemów wychowawczych, miał w oczach coś strasznego. Gdyby
matce znane było to słowo, powiedziałaby: „Obłęd”.
– Dziecko, co się stało? Ktoś ci coś zrobił? Dziecko, powiedz coś.
Andrzejek nie mówił
nic. Stał tylko i ciężko dyszał. Wystraszona matka wybiegła na podwórko
po ojca. Chłopiec tymczasem podszedł do kredensu, na którym leżał
kuchenny nóż, długi i ostry. Matka go co tydzień ostrzyła o próg domu.
– Już nigdy tam nie wrócę.
Jednym płynnym ruchem
przeciągnął nóż od prawej do lewej strony swojej chudej szyi. Kiedy
matka z ojcem wrócili do domu, ujrzeli przerażający widok. Pokój, w
którym toczyło się od wielu lat ich rodzinne życie, w którym jedli,
spali, był teraz czerwony od krwi ich jedynego syna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz