Opowiadania - "Południca"

Tak Licho, jak i Południca to demony pochodzące ze starosłowiańskich wierzeń. Więcej o nich można przeczytać w Słowiańskim Bestiariuszu 

Poniżej zamieszczam opowiadanie "Południca"
 

Nowa nauczycielka biologii w Gimnazjum w Trzebinie zrobiła furorę- zwłaszcza wśród chłopców. Miała około trzydziestu lat. Długie włosy w pszenicznym kolorze zaczesywała w gruby warkocz. Zachwycał jej promienny uśmiech. Była smukła, zgrabna, miała piękne, niebieskie oczy. Pani Paulina w kilka chwil stała się obiektem miłości większości nastolatków, a także co poniektórych nauczycieli. Jednocześnie swoim serdecznym usposobieniem została sympatię także pań i gimnazjalistek. Choć pan dyrektor sam do końca nie wiedział, w jaki sposób znalazła się ona w jego gabinecie z życiorysem i listami polecającymi w ręku, to rad był, że przyjął ją na wolne akurat stanowisko.
Pani Paulina zaczęła pracę w kwietniu. To czas zdecydowanie niesprzyjający nauce. Większość nastolatków myśli o tym, żeby wyjść na dwór, nawet pójść na wagary, ale nie siedzieć w szkolnej ławce. Mimo ciepłej pogody, słonecznej wiosny, jaka panowała za oknami, lekcji biologii nie opuszczał w tym roku nikt. Szokowało to tak samo nauczycieli, jak i rodziców. Nowa nauczycielka równo obdzielała wszystkich swym promiennym uśmiechem. Tematy tłumaczyła bardzo przystępnie, przez co biologia stała się dla wielu ulubionym przedmiotem.
Zbliżał się czerwiec, później wakacje, a wraz z nimi letnie upały. I to właśnie letniej pogody dotyczyła ostatnia lekcja biologii.
- Lato jest przyjemne. Miło jest się opalać, wylegiwać w słońcu.- mówiła pani Paulina- Nie zapominajcie jednak o odpowiedniej ochronie przeciwsłonecznej, o kremach z filtrem. Nie zapominajcie o piciu dużej ilości zwykłe wody. Unikajcie objadania się i alkoholu.
Nagle jej zwykle promienny uśmiech znikł z twarzy. Stała się ona zupełnie poważna i zimna, co zaskoczyło wpatrujących się w nią uczniów.
-Kto w słoneczne południe nie odejdzie od swojej pracy, nie zejdzie z pola, nie schowa się do domu, nie schroni przed pełnym słońcem, ten umrze w bólach i mękach.
W klasie nastała cisza. Uczniowie byli zdumieni zimnym tonem, ale ku ich jeszcze większemu zaskoczeniu pani Paulina nagle się znów uśmiechnęła pokazując lśniące, białe zęby.
- O czym to ja mówiłam? A tak, o alkoholu. Pamiętajcie, że pełne słońce może być bardzo niebezpieczne. Oparzenia słoneczne to jedno. O nie wcale nietrudno. Nie wolno jednak zapominać o jeszcze groźniejszym udarze słonecznym. Rozdam wam ulotki, na których bardzo ładnie opisane jest, jak rozpoznawać jego objawy.
Dalsza część lekcji przebiegła w zwyczajnej, miłej atmosferze.
Dwudziestego szóstego czerwca gimnazjaliści otrzymali świadectwa. Na sam koniec jeszcze pożegnali się z ulubioną panią od biologii, która w ten dzień ubrana była w prostą, białą sukienkę. To w połączeniu z jej jasnymi, rozpuszczonymi włosami sprawiało, że niektórym przypominała rusałkę czy jakąś inną rzeczną nimfę.
Rozpoczęły się żniwa.

***

Paweł był dwudziestoletnim mężczyzną od małego wychowanym na wsi. Przyzwyczajony był do ciężkiej pracy. Po rodzicach, których już dawno pochował, otrzymał niemałe wcale gospodarstwo. Jego starsze rodzeństwo wyprowadziło się już dawno do wielkich miast. On został sam z wielkim kawałem ziemi i zupełnie niewystarczającymi na jego utrzymanie środkami. Sprzedać szkoda mu było gospodarstwa, bo to jedyne, co miał po rodzicach. Postanowił więc sam, ale za to ciężko na nim pracować. Paweł był młody, zdrowy. Może nie grzeszył inteligencją, ale za to urody natura mu nie poskąpiła. Powodzenie wśród dziewczyn miał, a i owszem. Niemniej nie miał na razie ochoty na stały związek. Jego każdy dzień wypełniony był przede wszystkim pracą w polu i na podwórku. Rzadko odpoczywał. Brał ze sobą zwykle jedzenie i picie, przez co nie musiał w południe nawet wracać do domu.
Lipiec w tym roku był wyjątkowo kapryśny. Dwa dni z rzędu mogły być upalne nie do wytrzymania, a przez dwa następne lało bez przerwy. W te suche dni Paweł musiał więc nadrabiać to, czego nie mógł wykonać w dwa pozostałe.
Jednego z tych pięknych, upalnych dni Paweł wybrał się na swoje pole papryki, gdzie zamierzał zostać na cały dzień. Gdy zbliżało się południe, usiadł pod drzewkiem, aby chwilę odpocząć. Nagle usłyszał zza pleców delikatny kobiecy głos:
- A pan gospodarz nie wybiera się do domu na odpoczynek?
Odwrócił się. Przed sobą miał widok niezwykły. Piękna- choć to mało powiedziane-kobieta o smukłym ciele, którego kształty były widoczne spod białej sukni z cienkiego materiału, szła w jego stronę. Widok ten tak Pawła zachwycił, że zupełnie stracił głos.
- W taki upał nie jest dobrze być na dworze.- dodała.
Kobieta podeszła do Pawła i pogłaskała go po policzku. Mężczyzna się wreszcie otrząsnął.
- A gdzie tam, tu sobie pod drzewkiem usiądę, napiję i biorę się dalej do roboty. Ale na chwilę pogawędki z piękną kobietą zawsze znajdzie się czas.
Nie mógł po prostu nie spróbować z choćby próby poderwania takiej piękności. Dla niej mógłby nawet zrezygnować z kawalerskiego stanu.
Kobieta trzymała rękę na policzku Pawła. W ułamku sekundy jej twarz zmieniła się w zimną, okrutną, choć wciąż niesłychanie piękną maskę. Paweł poczuł nagle, że skóra zaczyna go strasznie piec. Wydawało mu się, że jego ciało płonie. Potem zaczął czuć niewyobrażalny ból głowy. A potem dla niego nie było już nic, bo jego głowa eksplodowała brudząc paskudną czerwienią białą suknię Południcy.
- Setki lat doświadczenia, a ja zawsze w każde żniwa muszę się wybrudzić jak dziecko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Pisadło i czytadło , Blogger