David Lagercrantz – „Co nas nie zabije”
Kontynuacja
bestsellerowej trylogii Millennium Stiega Larssona- tak głosi napis
na okładce tej książki. Wiem, że decyzja o napisaniu dalszych
losów znanych z Millenium bohaterów przez innego niż Larsson
autora spotkała się z ogromnymi, bardzo burzliwymi dyskusjami. Nie
obyło się bez doszukiwania się jakichś nikczemnych pobudek,
oczywiście także bez zaglądania Lagercrantz’owi do portfela itd.
Jestem jednak jedną z osób, które trylogii Larssona nie czytały,
dlatego pozwolę sobie swoje własne, zupełnie obiektywne trzy
grosze.
Do
„Co nas nie zabije” podeszłam tak jak do każdej innej książki,
czyli z naturalną ciekawością, a także z rezerwą, bo kryminały
to nie do końca mój gatunek. W żadnym jednak wypadku nie myślałam
o tej książce jak o kontynuacji czegokolwiek, o porównywaniu jej
do pierwowzoru itd.
Do
rzeczy.
Mikael
Blomkvist ma problemy. W branży uważa się, że jego czas minął.
Dla konkurencji jest już przeżytkiem. Uprawia zupełnie
nienowoczesny styl dziennikarstwa. Nie zna się na innowacyjnych
technologiach. Sam Mikael popada w jakiś rodzaj depresji i nawet
jemu samemu przychodzi na myśl porzucenie zawodu i samej redakcji
Millenium, która przecież do tej pory była całym jego życiem.
Po
długim czasie marazmu i zniechęcenia z Mikaelem kontaktuje się
asystent znanego na całym świecie, uważanego za geniusza naukowca
zajmującego się tematem sztucznej inteligencji, profesora Fransa
Baldera. W ten właśnie sposób dziennikarz zostaje wplątany w
całkiem niezłą i mocno skomplikowaną aferę, która wykracza
daleko poza granice kraju.
W
tej samej aferze, choć Mikael jeszcze o tym nie wie, od dawna tkwi
Lisbeth Salander, genialna hakerka, która kładzie na łopatki
największych i najlepszych amerykańskich speców.
Afera,
o której mowa, dotyczy wykradania danych, przestępstw
gospodarczych, przechwytywania informacji, połączeń na ogromną
skalę. Zamieszana jest w nią rosyjska mafia, amerykańska
instytucja federalna podlegająca bezpośrednio pod Departament
Obrony, koncerny i służby specjalne. Tu chodzi naprawdę o skalę
globalną, ogromnych ludzi, ogromne wpływy i równie ogromne
pieniądze. Cała ta sprawa zaczynająca się od wynalazku profesora
Baldera ma trojakie znaczenie: dla Mikaela Blomkvista jest szansą na
uratowanie kariery zawodowej, dla Lisbeth to okazja do rozliczenia
się z przeszłością, natomiast dla samej powieści jest podstawą
całej fabuły.
Choć
historia jest bardzo skomplikowana i złożona z wielu wątków, to
autor jasno je wszystkie wyjaśnił. Tu na pewno pomogło mu jego
doświadczenie zawodowe. Wszak jest dziennikarzem śledczym. Opisy
pracy policji, służb specjalnych, jak i mediów są bardzo
wiarygodne i konkretne. Widać jednak nie tylko doświadczenie
autora, ale także jego ogromną wiedzę na temat sztucznej
inteligencji i wspominanych często technologii. „Co nas nie
zabije” to powieść bardzo nowoczesna. Tu wojna jest toczona w
cyberprzestrzeni, a nie na polu walki z mieczem w ręku.
Na
podstawie tego, co czytamy w powieści o hakerach, o tak łatwym
przechwytywaniu wszelkich danych i połączeń, a także o swawoli
zdolnych do tego instytucji, szybko można uwierzyć w teorie mówiące
o tym, iż wszyscy jesteśmy stale podglądani i podsłuchiwani. Może
rzeczywiście nasze maile, sms-y i inne wiadomości wysyłane przez
wszelkie komunikatory są gdzieś tam przechowywane. Może ci, którzy
zaklejają kamerki w laptopach, mają trochę racji?
Pozostaje
jeszcze kwestia bohaterów.
Mikael
Blomkvist dla mnie od początku do końca powieści był tylko
spoiwem pomiędzy wszystkimi elementami afery. Przedstawiony jest
dość płasko, jedynie jako dziennikarz z depresją. Trudno jest nie
zauważyć, że jego rola w rozwiązywaniu zagadki jest raczej
niewielka. Co innego Lisbeth…
Lisbeth
to wojowniczka. To kobieta, która po każdej krzywdzie, po każdym
ciosie odradzała się coraz silniejsza. Dla mnie to ona jest główną
bohaterką powieści.
Postać
Lisbeth tak bardzo przypadła mi do gustu, że chętnie poznam ją
lepiej. Na pewno skuszę się na kolejną część Millennium, której
premiera planowana jest na wrzesień br. Co więcej, „Co nas nie
zabije” zachęciło mnie do przeczytania trylogii pióra Larssona.
Czy
polecam książkę? Dla mnie jest bardzo dobra. Tak po prostu, bez
żadnych porównań, dyskusji, debat o tym, czy robić takie
kontynuacje wolno czy nie- 500 stron ciekawej, dobrze napisanej
historii, w której co chwila widać świetną, twardą postać, jaką
chciałabym poznać, czyli Lisbeth.
Tytuł:
Co nas nie zabije
Przekład:
Irena i Maciej Muszalscy
Wydawnictwo
Czarna Owca
Warszawa
2015
Liczba
stron: 498
Ocena:
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz